Jaka powinna być dobra książka? Z pewnością musi zaciekawić czytelnika, zdobyć jego uwagę i nie stracić jej - czytający powinien w napięciu oczekiwać kolejnego zdania, kolejnej strony, kolejnego rozdziału. Jak zachęcić czytelnika do zainteresowania się daną książką? Przecież nie krzyknie ona "HEJ, SPÓJRZ NA MNIE, KUP MNIE I PRZECZYTAJ, JESTEM NAPRAWDĘ CIEKAWA!". Oczywiście szatą graficzną. Potem już jest z górki. Teraz zobaczmy, jak to jest z niedawno wydaną powieścią "Przyszłość ma Twoje imię".
To kolejna książka Elżbiety Rodzeń, jednak jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Złapałam się na okładkę, jest ona wyjątkowo piękna. Wszyscy znamy powiedzenie "nie ocenia się książki po okładce", ale mimo że staram się tego nie robić, wciąż mi się to zdarza. Przyznaję się do winy. Rozczarowałam się wiele razy, bo szata graficzna prezentowała się lepiej niż treść, ale tym razem tak nie było. Dlaczego?
W tej książce mamy do czynienia z piękną, ale nie ukrywam - dość skomplikowaną historią. Blanka i Mateusz są młodzi i próbują odnaleźć się w dorosłym życiu. A nie jest im łatwo, mają za sobą dość traumatyczne wydarzenia. Blanka chcę wyrwać się demonom przeszłości i zacząć od nowa. Odstawia leki, ogranicza spotkania z psychologiem, próbuje stawić czoła życiu. Wciąż jednak wzdryga się, kiedy ktoś staje za jej plecami i boi się wchodzić do sklepów. Ale stara się żyć normalnie.
Boję się, że kiedyś w jej obecności się zapomnę i wykonam o jeden gest za dużo. Ona nie jest taką dziewczyną, z którą od razu można przejść do czynów. Jest krucha.
Mateusz w dzieciństwie nie miał lekko. Po śmierci matki sam musiał zajmować się małym braciszkiem, a ojciec znalazł oparcie w alkoholu i nie można było na niego liczyć. Teraz Mateusz studiuje, pracuje i to w dwóch miejscach, ale i tańczy. Taniec jest jego całym życiem. Musiał zrezygnować ze szkoły tańca, aby mieć pieniądze na jedzenie, ale wciąż znajduje czas i możliwości, by robić to, co kocha.
Kiedy na Michała drodze staje Blanka, wszystko się zmienia.
Nie sądziłem, że to jest możliwe. Znaleźć dla siebie tę jedyną osobę, która stanie się nagle moim wszechświatem. Nie miałem tego w planach. Wiedziałem, że nie zasługuję na taką dziewczynę. Nawet nie marzyłem o takim szczęściu. Moje życie przyzwyczaiło mnie do czegoś innego.
Spora część Was może już być zaciekawiona. Ta historia wciąga i mimo że książka jest obszerna, bo liczy ponad 500 stron, to skończyłam ją w jeden dzień. Nie mogłam się od niej oderwać, dopóki nie poznałam zakończenia. A podczas czytania niejednokrotnie miałam złamane serce. Ta opowieść jest pełna emocji i czytelnik odczuwa je w pełni wraz z bohaterami. A do nich nie sposób nie czuć sympatii. Są oni przedstawieni w sposób autentyczny i wiarygodny. Po przeczytaniu tej książki, czułam, jakbym ich znała, jakby byli mi bliscy. Fabuła jest oryginalna, mimo że mamy do czynienia z new adult, w którym spotykamy się z wieloma schematami. Młodzi ludzie, problemy, traumatyczna przeszłość, miłość. Tutaj zakochaniu się głównych bohaterów nie będzie tęczy na niebie i jednorożców. Nie będzie różowo, bo miłość nie zawsze jest w stanie wszystko naprawić.
Ta książka zdecydowanie przypadnie wszystkim kobietom, które nie lubią cukru w książkach, a problematyczna fabuła ma dla nich smak czekolady.
Ja tę książkę polecam i już deklaruje, że z pewnością nadrobię zaległości i przeczytam pozostałe powieści Elżbiety Rodzeń.
Nie mogę się powstrzymać, muszę Wam to napisać. Autorka na końcu książki zadeklarowała, że jeśli jej powieść stanie się bestsellerem, to wykupi mężowi kurs pilotażu, który jest jego marzeniem. Moi Drodzy, dodawajcie "Przyszłość ma Twoje imię" to koszyków, bo ta książka jest tego warta. Ja ze swojej strony daję cztery kostki czekolady.
Ach i dla tych, którzy wytrwali do końca tej recenzji mam informację. Na fanpage bloga możecie wygrać "Przyszłość ma Twoje imię". Tutaj link.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.