Zupełnie normalna rodzina
Potrzeba wiele czasu, by ułożyć sobie życie, a później wystarczy jedna chwila, by wszystko obróciło się w pył. Czasem stanie się kimś, kim chcieliśmy być, zajmuje lata, dekady, a nieraz prawie całe życie. Wzniesione przez nas mury zawsze są nieco krzywe, ale myślę, że jest w tym jakiś głębszy sens, że życie ma być budowane metodą prób i błędów. Te próby nieustannie nas kształtują i ostatecznie czynią z nas takimi, jakimi przeszliśmy przez nie wszystkie aż do końca naszych dni.
Sandellowie są zupełnie normalną rodziną. Adam pracuje jako pastor. Urlika jest docenianym adwokatem. Stella właśnie skończyła szkołę i dorabia sobie, pracując w H&M. Zaoszczędzone pieniądze chce wydać na podróż do Azji. Sandellowie to rodzina taka jak Twoja i moja. Przeciętna. A jednak w jedną chwilę przydarzyło się im coś, co zrujnowało ich spokojne życie.
Telefon z informacją o aresztowaniu dziewiętnastoletniej Stelli wytrąca jej rodziców z równowagi. To pierwsze trzęsienie w ich idealnym świecie. Niestety nie ostatnie.
Okazuje się, że Stella jest oskarżona o zamordowanie mężczyzny, z którym utrzymywała intymne relacje. Adam i Urlika nie wierzą w to, co słyszą. Dlaczego nie wiedzieli, że ich córeczka jest w związku? Dlaczego doszło do tak potwornej pomyłki? Dlaczego to właśnie ich dziecko zostało wciągnięte w tę sprawę?
"Zupełnie normalna rodzina" nie zaskoczyła mnie. Czytałam ją szybko, ale nie wciągnęłam się. Nie miałam gęsiej skórki, książka nie wzbudziła we mnie przerażenia, ani innych silnych emocji. Ale nie skreślajmy od razu tego thrillera. Podobało mi się, że autor postanowił opowiedzieć tę historię w trzech różnych perspektywach. O zdarzeniach, teraźniejszych, ale także tych, które wydarzyły się w przeszłości, opowiada nam kolejno ojciec, córka, a na koniec matka. Widzimy, jak każdy z nich reagował na to, co się dzieje, wiemy, co myśleli, a także co kierowało ich działaniami.
Nie mamy żadnych nałogów, jesteśmy wykształceni i dobrze zarabiamy. Jesteśmy w dobrej formie, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Nie jesteśmy rozbitą rodziną z marginesu społeczeństwa, ze społecznymi i finansowymi problemami.
Byliśmy zupełnie normalną rodziną. To nie my powinniśmy siedzieć w sądzie.
A mimo wszystko tam trafiliśmy.
"Zupełnie normalna rodzina" skłania czytelnika do refleksji – jak wiele byś zrobił dla bliskiej ci osoby? Czy złamałbyś swoje zasady moralne? Czy zataiłbyś prawdę? Czy potrafiłbyś wybrać między sprawiedliwym wyrokiem a uratowaniem dziecka przed spędzeniem długich lat w więzieniu? Czy potrafiłbyś bezgranicznie ufać swojemu dziecku, mimo że wszystkie dowody wskazywałyby na jego winę?
Mattias Edvardsson pokazuje nam też, że ludzie często pielęgnują idealny wizerunek swojej rodziny. Udają, że wszystko jest w porządku, że nie zmagają się z żadnymi problemami, a nawet jeśli, to potrafią sobie ze wszystkim poradzić. Lubimy przemilczeć niekorzystne fakty, natomiast chętnie chwalimy się sukcesami dzieci, małżonka. Tworzymy idealną wizję naszej rodziny. A prawda jest zupełnie inna.
Mimo że brakowało mi akcji, która by przyspieszyła bicie serce, to muszę przyznać, że "Zupełnie normalna rodzina" nie nudziła mnie. Czyta się tę książkę szybko, czytelnik chce jak najszybciej poznać zakończenie. Trzy różne perspektywy jeszcze bardziej wzbudzają w nas zaciekawienie historią rodziny Sandellów. Autor skierował naszą uwagę na ludzką psychikę, to, jak się zachowujemy, kiedy ktoś z naszych bliskich wpada w poważne tarapaty. Powieść Edvardssona sprawia, że zastanawiamy się, jak daleko my byśmy się posunęli na miejscu głównych bohaterów.
Przyznaję trzy kostki czekolady.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak.
2 komentarze
Mam w planach kupić tę książkę w wersji elektronicznej już niebawem.:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie było akcji. Jednak może dam jej szansę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ♥♥
Nie oceniam po okładkach
Dziękuję za aktywność na blogu. Miłego dnia. :)