Co blog zmienił w moim życiu?

Co blog zmienił w moim życiu

Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami moją historią. Często pytacie o to, jak powstał blog i co zmienił w moim życiu. Będziecie zaskoczeni, bo nie jest to opowieść typu "mam za darmo książki" (nie za darmo, a za pracę, ale to już historia na inny dzień). Z pewnością nie spodziewacie się, że dzięki blogowi miałam okazję podróżować po świecie. A jak do tego doszło? Przeczytajcie. :)

Był 2016 rok, a ja uczęszczałam do trzeciej klasy technikum organizacji reklamy. Po raz kolejny miałam przystąpić do programu stypendialnego skierowanego do uczniów szkół zawodowych na terenie Mazowsza. W ramach tego programu należało wykonać projekt związany z profilem klasy, do której się chodziło. Rok wcześniej zaprojektowałam kampanię reklamową dla Żelazowej Woli, ale wiedziałam, że nie chcę tego powtarzać. Tym razem chciałam zrobić coś związanego z książkami, które nałogowo czytałam. Mój pierwszy pomysł? Blog, na którym publikowałabym moje projekty okładek książek. Moja wychowawczyni na szczęście wybiła mi ten pomysł z głowy.

– Będziesz projektować coś, co już zostało zaprojektowane?
– No tak.
– Zapomnij.

Potem pojawił się pomysł bloga z recenzjami książek, ale nie byłam do tego przekonana. Nie lubiłam pisać (i wciąż nie lubię). Nie czułam się na siłach (i wciąż nie czuję), aby pisać o literaturze. Ale nie było lepszego pomysłu, więc się zgodziłam.

Nie odczuwałam presji, bo to miał być jedynie projekt, za który miałam dostać pieniądze. W dokumentach wpisałam, że całą kwotę wydam na kurs językowy w Londynie. 2 cudowne tygodnie w brytyjskiej szkole, mieszkanie u host family i popołudniowe zwiedzanie miasta. To miała być moja pierwsza podróż samolotem i przede wszystkim moja pierwsza podróż. Wizja londyńskich zabytków mnie motywowała do pracy. Nie musiałam mieć czytelników, w projekcie należało coś zrobić, a nie odnieść sukces, a to znacząca różnica. Dzięki temu nie stresowałam się powstaniem bloga.

Nazwa, która jest najczęściej komplementowaną częścią bloga, powstała w wyniku burzy mózgów. Na jednej z godzin wychowawczych głośno zastanawialiśmy się, jak powinnam nazwać bloga. Wszyscy wiedzieli, że uwielbiam czekoladę. Chwilę później mieliśmy nazwę Książki Jak Czekolada, ale ja dorzuciłam jeszcze jeden wyraz.

2 października 2016 roku powstał blog Książki Dobre Jak Czekolada. Jak wyglądał? Okropnie! Dziś mogę to szczerze powiedzieć. Wtedy byłam zachwycona, ale sami spójrzcie...



Blog na szczęście znalazł swoich czytelników (a raczej to oni znaleźli jego), a mi zaczęło brakować miejsca na stronie. 9 lutego 2017 roku zakładam fanpage na Facebooku. W międzyczasie pracuję z koleżankami nad "profesjonalnym" logo, bo widzę, że to, które mam to jakaś fuszerka. W komunikacji wizualnej mojego bloga przydają się też szkolne zajęcia z grafiki komputerowej. Podczas jednych z nich projektujemy opakowanie czekolady. Jednym z elementów jest oczywiście kostka czekolady, którą sobie podpisuję nazwą bloga i zastępuję nią pobrane z internetu obrazki kostek czekolady.

Książki Dobre Jak Czekolada

Powyżej widzicie już nowe logo (które później zostanie poprawione do obecnej wersji). Natomiast poniżej możecie podziwiać zakładkę do książek, którą musiałam stworzyć w ramach projektu stypendialnego. Przysięgam, że wtedy wydawała mi się idealna, dziś nie mogę na nią patrzeć.

Książki Dobre Jak Czekolada

Rok szkolny dobiega końca, ja zamykam projekt stypendialny, ale nie potrafię rozstać się z blogiem. W maju już mam pierwsze współprace barterowe i jestem w szoku, że ktoś znalazł mojego bloga i chce ze mną współpracować.

Jest sierpień, a ja wreszcie lecę do Londynu. Moje marzenia o zwiedzeniu tego miasta wreszcie się spełniają. Każdego dnia host family zawozi nas do szkoły na 4 godziny. W przerwie na drugie śniadanie zajadamy się ciastem marchewkowym, a o 12:00 wyruszamy w miasto. London Eye, Westminster, Marie Tussaud, Pałac Buckingham mnie zachwycają. Wybieramy się też w podróż do Oxfordu, gdzie zachwyca mnie biblioteka. Jest też wycieczka do studia Warner Bros (którą opisałam tutaj), a gdzie znajdują się rekwizyty wykorzystane przy kręceniu Harry'ego Pottera. Mimo że fanką nie jestem, bo nie czytałam i nie oglądałam HP, to bawię się świetnie.


Niestety czas mija nieubłaganie, a moje wakacje zbliżają się ku końcowi. Kiedy wracam do domu, na mailu czeka na mnie propozycja współpracy z kolejnym dużym wydawnictwem. Jestem przeszczęśliwa.

We wrześniu rozpoczynam klasę maturalną. To ostatnia szansa na wzięcie udziału w kolejnej edycji stypendium. Zgłaszam się, chociaż obawiam się, czy zdążę wszystko przygotować w czasie nauki do egzaminów. Zgłaszam się, bo wiem, że uczniowie ostatnich klas mają większą szansę na zdobycie stypendium.

Z racji, że już wiem, że będę mieć mniej czasu, postanawiam wykorzystać to, co już mam. Decyduję, że moim projektem będzie dalsza praca nad blogiem i rozwinięcie go o Instagram, bo widzę, że to tam przenosi się większość blogerów. I tak w pierwsze urodziny bloga staruję z Instagramem.

To był strzał w dziesiątkę. Na początku konto rosło tak szybko, że z łezką w oku wspominam tamtejsze zasięgi. Żeby nie być gołosłowną – konto wystartowało 2 października 2017 roku, a 17 grudnia miało już 2395 obserwujących. Pod koniec marca 2018 roku, czyli prawie pół roku po starcie, miałam 4 tysiące obserwujących. Dzisiaj takie liczby są rzadkością. Po 13 miesiącach konta obserwowało mnie 7 tysięcy osób.

Owszem, dostawałam wcześniej propozycje współpracy, ale to Instagram sprawił, że maile z wydawnictw się posypały. Nie myślcie sobie, że moje konto było jakieś wyjątkowo piękne. Możecie zjechać na sam dół mojego profilu i zobaczyć na własne oczy, jak zaczynałam, bo nie usuwam starych postów. Dla leniwych przygotowałam screeny. Ja takiego konta bym nie zaobserwowała, ale znalazło się mnóstwo osób, które na szczęście nie podzielały mojego zdania. :)


To też ma Wam pokazać, że nie trzeba być najlepszym, aby osiągnąć sukces. Moim zdaniem wystarczy mieć pomysł na siebie i robić to, co się kocha. Bez pasji nie ma sukcesów.

Wracając do projektu stypendialnego. Tym razem założyłam sobie, że moim celem ogólnym jest osiągnięcie jak największej liczby odbiorców bloga. W celach szczegółowych znalazło się:
– poszerzenie wiedzy na temat skutecznego promowania własnej działalności w internecie,
– doskonalenie znajomości języka angielskiego,
– wypromowanie własnego bloga poprzez prowadzenie profilu na Instagramie,
– nawiązanie współpracy z wydawnictwami i autorami książek,
– poszerzenie działalności bloga o recenzje książek literatury brytyjskiej i amerykańskiej.

Wszystko to zrealizowałam, stypendium wpłynęło na konto, a ja 2 tygodnie po ostatnim egzaminie maturalnym wyruszyłam na Maltę. Ponownie miałam spędzić 16 dni u host family, ponownie miałam przedpołudnia spędzać w szkole. Tym razem szkoła znajdowała się nad basenem, a mnie otaczali ludzie z całego świata. W mojej klasie były osoby z Niemiec, Korei, Chin, Brazylii i Hiszpanii. Weekendy były zarezerwowane na wycieczki po wyspie, a popołudnia na opalanie się i zaprzyjaźnianie się z innymi uczniami.


Fizycznie na blogu nie zarobiłam nic (no dobra, zgarnęłam 50 zł za reklamę czekolady na moim Instagramie). W rzeczywistości dzięki Książkom Dobrym Jak Czekolada robiłam niesamowite rzeczy.

Technikum skończone, matura napisana, studia wybrane. Instagram rozwija się już coraz wolniej, a ja zaczynam się irytować zachowaniem wydawnictw. Wielokrotnie nie przychodziły mi książki, na które umawiałam się z danym wydawnictwem. Co więcej – wydawnictwa przysyłają mi egzemplarze przedpremierowe (tzw. szczotki), które mają mi wystarczyć. Jestem zmęczona.

Studia nie ułatwiają pracy nad blogiem. Mieszkam w akademiku, do domu przyjeżdżam raz na miesiąc. To wtedy robię zdjęcia, które muszą mi wystarczyć do kolejnej wizyty w domu. Przygotowywaliście kiedyś posty na 30 dni do przodu? To ogromne wyzwanie, ale jakoś się to udało. Nic dziwnego, że zasięgi spadają.

Wreszcie w wakacje po pierwszym roku studiów udaje się osiągnąć 10 tysięcy obserwujących. Było to 16 lipca 2019 roku. Myślałam, że wtedy będzie już z górki. Miałam wakacje, czas i chęci. Niestety pod względem rozwoju konta był to najsłabszy czas.

W listopadzie jadę na Festiwal Kobiet Internetu. Na panelu Joanny Banaszewskiej rozmawiamy o współpracach na Instagramie. Asia, ale też inne uczestniczki spotkania, uświadamiają mi, że mam ogromne (jak na książkowe) konto, a całą pracę, jaką wykonuję, robię za darmo. Dziewczyny otwierają mi oczy. Pojawiają się wyliczenia, ile "powinnam" zarabiać za promocję pojedynczej książki. Wracam do domu z tysiącem myśli.

Pół roku. Tyle czasu potrzebowałam po Festiwalu Kobiet Internetu, aby otrzymać pierwszą płatną współpracę z wydawnictwem. Był marzec 2020, a świat opanowała pandemia. Miałam zdalne nauczanie i przebywałam w domu. Skończyło się przygotowywanie materiałów do przodu. Mogłam się rozwijać.

W tym czasie na Instagramie ruszyłam z wtorkowymi planszami z autorami. To one rozkręciły moje konto. W marcu, choć dla świata był to najgorszy czas, moje konto zaczęło się znowu rozkręcać. Miałam piękny, spójny feed i atrakcyjne treści. Zaczęłam zarabiać na swojej pasji, więc miałam motywację. Ludzi przybywało. W wakacje hitem okazały się Lekcje z Bookstagrama.
 
W październiku musiałam podjąć decyzję dotyczącą mojego tematu pracy licencjackiej. Czy ktoś będzie zaskoczony, jeśli powiem, że piszę o Instagramie? Nie sądzę. :) Ponownie Książki Dobre Jak Czekolada nadały kierunek temu, co robię.

Obecnie jestem dumna z tego, że napisałam polecajkę do trzeciego tomu jednej z moich ulubionych serii książkowych. Pamiętam, że recenzja pierwszej części była jednym z pierwszych postów na blogu. Chociaż "recenzja" to chyba za dużo powiedziane. :) Dzięki mojej działalności robię rzeczy, o których nie śmiałam marzyć.

Okazuje się, że Wy też lubicie to, co robię, bo mój blog zajął 7 miejsce w rankingu Opowiem Ci.

Nie zarabiam fortuny na swojej działalności, ale zarabiam. A to już jest o 100% więcej niż jeszcze rok temu.

W wakacje będę kontynuować Lekcje z Bookstagrama, mam już nawet kilka pomysłów. We wrześniu zamierzam rozpocząć pracę zawodową i jestem pewna, że będzie ona związana z tym, co robię obecnie. Znowu widać wyraźny wpływ bloga na moje życie.

Po co napisałam to wszystko? Nie po to, aby się chwalić. Po pierwsze: chciałabym Was zmotywować. Programów stypendialnych jest mnóstwo, wystarczy poszukać czegoś dla siebie. Nie musicie być wybitnymi uczniami, bo nie wszystkie stypendia zwracają uwagę na oceny. Są stypendia artystyczne czy sportowe. Nie mówcie, że w Waszej szkole nic nie ma. Poszukajcie w internecie sami. Weźcie sprawy w swoje ręce. Głupi projekt stypendialny, a ile namieszał w moim życiu. Nie wiem, jak potoczyłyby się moje losy, gdyby nie Książki Dobre Jak Czekolada. Obecnie nie wyobrażam sobie bez bloga życia.

Po drugie: chciałam, abyście zobaczyli, jak wiele może zmienić w życiu niepozorna decyzja. Czy ktoś przypuszczał, że wzięcie udziału w programie stypendialnym będzie miało wpływ na wybór tematu pracy licencjackiej i przyszłej pracy? Nie sądzę.

Po trzecie: chciałam Wam uświadomić, że blog książkowy to nie tylko "książki za darmo", jak większość niewtajemniczonych osób uważa. To szansa na robienie niezwykłych rzeczy, na promowanie literatury, na poznanie osób zakręconych na punkcie książek tak samo jak Ty. Wystarczy spróbować!

Dzięki, że jesteście ze mną i mam dla kogo pisać. :)

Może zainteresuje Cię również

3 komentarze

  1. Niesamowita historia. Poczułam się, jakbym czytała rozdział z jakiejś fascynującej książki. Piłam ciurkiem zdanie za zdaniem. Twoje świadectwo niezwykle motywuje, daje kopa do dalszego działania :D

    Ściskam mocno, Melka blogerka

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały post, nawet mi zakręciła się łezka w oku. Gratuluję, Twojej wytrwałości, szczególnie, jeśli nie lubisz pisać. W ogóle tego nie czuć! Post przede wszystkim motywuje, dlatego bardzo Ci za niego dziękuję i życzę Ci dalszych sukcesów, nie tylko związanych z blogiem :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za aktywność na blogu. Miłego dnia. :)