Po książki Vi Keeland sięgam w ciemno. Wiem, czego mogę się po niej spodziewać - historii pełnej namiętności oraz ciekawych wątków. I tak było też w przypadku "Zaproszenia".
Wyobraźcie sobie, że wkradacie się na wesele zupełnie nieznanych Wam osób. Na tak szalony pomysł wpadli bohaterowie "Zaproszenia". Mieli tylko pić, jeść i bawić się na koszy pary młodej. Nie było mowy o żadnych komplikacjach. Ale, jak to bywa w życiu, los chciał inaczej. Stella poznaje niezwykle intrygującego i przystojnego mężczyznę. Bawią się razem świetnie do momentu, w którym Hudson postanawia ją zdemaskować!
Stella ucieka z przyjęcia niczym Kopciuszek i tak samo jak główna bohaterka znanej wszystkim baśni, pozostawia coś na sali. Nie, nie był to pantofelek.
To sprawia, że będzie musiała jeszcze raz spojrzeć w oczy Hudosnowi i przyznać się do wproszenia na wesele oraz udawania kogoś, kim nie jest.
Jak myślicie, do czego to doprowadzi?
To krótka, ale zabawna i oryginalna historia. Jasne, nie brakuje pikanterii, ale jak na Vi Keeland, to mogę stwierdzić, że jest dość grzecznie, bo wszystko zaczyna się dopiero w drugiej połowie książki.
Główni bohaterowie są niezwykle barwni. Stella tworzy perfumy i ma niecodzienne hobby - czytanie zakupionych pamiętników. Muszę Wam powiedzieć, że bardzo podobał mi się wątek związany z tym hobby. To coś nowego, a ja doceniam wszystko to, co wychodzi poza schemat.
"Zaproszenie" to idealna lektura na letnie wieczory! Ten tytuł nagradzam czterema kostkami czekolady.
Poniżej informacja, gdzie w najlepszej cenie można kupić recenzowaną książkę.