To książka, której rereadingu nie planuję. To byłby masochizm. Julia Biel przeprowadza czytelników i bohaterów książki przez piekło. Zadaje cios za ciosem. Odbiera nadzieję na szczęśliwe zakończenie. (Napisałam te słowa przed maratonem z "Be My Ever", więc jak wiecie - ostatecznie zdecydowałam się na rereading. 😂)
Ta powieść mnie przeczołgała. Działo się tak dużo! Kciuki bolały mnie od ich zaciskania, ale musiałam je trzymać, bo drżałam o los bohaterów.
Narracja jest pierwszoosobowa, ale narratorów mamy aż sześcioro! SZEŚCIORO! Sześć tak różnych i tak wspaniałych postaci, za których musiałam trzymać kciuki, żeby Julia nie zesłała na nich kolejnej katastrofy.
Tak samo jak podczas lektury pierwszego tomu wypisałam mnóstwo cytatów. Styl Julii Biel jest nie do podrobienia. I choć wszyscy śmieliśmy się, że od niej z przyjemnością przeczytamy nawet instrukcję obsługi widelca, to ja sugeruję, aby to jednak był nóż. Julia mistrzowsko operuje nożem, zadając bohaterom cios za ciosem. Nie ma litości.
Więc tak - For Ever More było dla mnie emocjonalnym rollercoasterem, podczas którego okazało się, że ta piekielna maszyna nie ma ważnego przeglądu. Byłam przerażona, zła, ale ostatecznie - wszyscy wyszliśmy z tego cało.
Zawałów nie brakowało. Julia zaskoczyła mnie kilkoma zwrotami akcji. Pamiętajcie, aby tej książki nie przekartkowywać, bo spoilery są niestety trudne do przeoczenia, nie psujcie sobie tych niespodzianek!
Cóż mogę więcej dodać? Że nie mogę się doczekać kolejnej książki Julii? To już wiecie. Życzyłabym sobie tylko tak utalentowanych pisarzy!
Ode mnie oczywiście cztery kostki czekolady i czekam na więcej. 🤎
0 komentarze
Dziękuję za aktywność na blogu. Miłego dnia. :)