Rzadko sięgam po fantastykę, bo trudno mi się w nią wciągnąć. Ale w przypadku "Rzeki zaklętej" tak nie było. Tak naprawdę od pierwszych rozdziałów byłam pochłonięta przez tę historię, a to wszystko za sprawą oryginalnej fabuły.
Kiedy Jack po jedenastu latach nieobecności na rodzinnej wyspie dostaje list od larda z prośbą o natychmiastowy powrót z lądu, powiedzieć, że jest zaskoczony, to nie powiedzieć nic.
Okazuje się, że jest potrzebny, aby pomóc w odnalezieniu zaginionych dziewczynek. Dlatego, mimo że pokochał już swoje życie na stałym lądzie, nie waha się pomóc w poszukiwaniach.
"Rzeka zaklęta" to miks gatunków i motywów. To fantastyka, ale sprawa zaginięcia dziewczynek nadaje książce thrillerowy akcent. Natomiast relacja głównych bohaterów to romans slow burn, może nawet trochę hate to love. A do tego mamy jeszcze tutaj mitologię celtycką, która sprawia, że ta historia ma wyjątkowy klimat.
I co ciekawe — ponownie ujawniła się moja słabość do bohaterów drugoplanowych. Relacja Sidry i Torina była tak interesująca, że równie dobrze mogłaby być główną osią tej książki.
Fabuła jest pełna scen, które mnie zachwyciły, zaznaczałam fragment za fragmentem i nie mogłam się doczekać zakończenia. Sama byłam zaskoczona, jak dobra jest to książka. Ten gatunkowy miszmasz nie jest wadą, a zaletą, bo tak naprawdę każdy znajdzie w "Rzece zaklętej" coś dla siebie.
Zaintrygowani? Mam taką nadzieję 🤎
Ode mnie cztery kostki czekolady.
Poniżej sprawdzisz, gdzie w najlepszej cenie kupisz "Rzekę zaklętą".
1 komentarze
Niewiele o tej książce powiedziałaś, ale rzeczywiście jestem zaintrygowana. Co mnie przekonało? Mitologia celtycka! :)
OdpowiedzUsuń[morriganowe.blogspot.com]
Dziękuję za aktywność na blogu. Miłego dnia. :)